SERDECZNI GRUZINI
„Bywa, że dwóch przyjaciół spotyka się na piwie. Nagle pojawia się trzeci, chodził z jednym z tamtych do podstawówki albo znają się z podwórka. Oczywiście, zostaje zaproszony, siada. Potem przychodzi sąsiad trzeciego i też dołącza do kompanii. Wkrótce obok piwa pojawiają się ser, zielenina, chaczapuri. Ktoś polewa wódkę. U barmana zamawia się dzban domowego wina - na zapleczu jest zapas na podobne okazje. Przysiada się sympatyczna para z sąsiedniego stolika. Pora wybrać tamadę. Oto z niczego zrodził się stół”.
Wojciech Górecki, Toast za przodków
Od tego reportażu zaczęła się moja przygoda z Gruzją. Zafascynowana tym obszarem i tamtejszą ludnością, zaczęłam czytać coraz więcej. Sama gubię się w tym, na jakim kontynencie leży Kaukaz. Gdyby kierować się kryteriami kulturowymi, granica cięłaby ten region zawijasami, esami-floresami, zakrętami, łukami… I zmieniałaby swój przebieg co chwilę, o czym pisał również autor powyższego cytatu.
Ciekawy, ciekawszy, najciekawszy
Kaukaz zachwyca. Gruzja zapiera dech w piersiach. To niezwykle malowniczy kraj, który urzeka zarówno pod względem zabytków, a także posiada smaczną kuchnię, zadowalającą niemalże wszystkie podniebienia. Oprócz win, które nigdzie nie są tak smaczne jak właśnie w Gruzji, na uwagę zasługuje jeszcze tamtejsza ludność. Gruzini są serdeczni, przyjaźni i otwarci. I dlatego zaczęłam od cytatu Wojciecha Górskiego. Co prawda spora część książki stanowi kopalnię ciekawostek o Azerbejdżanie, ale znajdziemy w niej sporą wiedzę o Gruzji i Armenii.
Złoty kolor Gruzji
„Gruzja, podobnie jak niektóre inne kraje, ma swój kolor. Cała mieni się subtelną, złocistą żółcią jak białe wina z Burgundii. To wrażenie barwy bierze się z po części od światła słonecznego, a po części z odcienia tutejszej gleby. Ale jest też coś w powietrzu, trudne do uchwycenia i do opisania, coś jakby mgiełka, co spowija i otula kraj, coś niemal zupełnie nieuchwytnego, zwiewnego i tajemniczego, ale równocześnie aromatycznego”. Tak o Gruzji pisał jeszcze w 1932 r. brytyjski historyk, dziennikarz i polityk William Edward David Allen. I nie da się ukryć, że miejscowa ludność wywarła na nim ogromne wrażenie, co wynika jasno z jego wypowiedzi.
Gruzini urzekają swoją serdecznością. Zdaje się, że w tym kraju każdy jest sobie bratem, przyjacielem, gotów jest służyć pomocą. Ludzie ze sobą spędzają czas. Rozmawiają. Niebanalny sposób ich bycia zwraca uwagę turystów, którzy swoją fascynację regionem przelewają na miejscowych. Może wynika to z czystej zazdrości? Nie wiem.
Złote runo
Nie bez powodu William Edward David Allen wybrał kolor złoty, opisując piękno Gruzji. I wpływ zdaje się mieć na to nie tylko tamtejsze wino, światło słoneczne czy odcieni gleby. W mitologii greckiej znajdziemy opowieść o tym, jak Jazon udaje się do Kolchidy, czyli właśnie do zachodniej Gruzji. Szukał on złotego runa.
Nagrodzeni biesiadnicy
Gruzini, mając świadomość swojej wspólnoty i braterstwa, lubią szczególnie jedną z legend, w której znajdują wyjaśnienie położenia swojego kraju. Otóż, gdy Pan Bóg tworzył świat, nagle wszystkie narody zaczęły walczyć ze sobą, by wyrwać sobie jak najlepsze terytorium. Ale nie Gruzini. Oni zaczęli biesiadować – zasiedli przy wspólnym stole, tańczyli, śpiewali. Gdy zamęczony Pan Bóg udawał się na spoczynek, dostrzegł ich. Docenił radość płynącą z bycia razem oraz wzajemną serdeczność tego narodu. Zamierzając pierwotnie zostawić sobie najpiękniejszy kawałek ziemi, oddał go Gruzinom, bo szczerze na to zasłużyli.
Wyjątkowość
Przekonanie Gruzinów o własnej wyjątkowości nie bierze się z nikąd. Kraj ten zachwyca wyjątkowością i egzotyką. Na niewielkim obszarze, porównywalnym do dwóch województw mazowieckich, znajdziemy przekrój niemal wszystkich stref klimatycznych – śniegi, lodowce, obszary stepowe czy półpustynne, aż po wilgotne lasy podzwrotnikowe. Mam wrażenie, że w powyższej legendzie jest jednak ziarnko prawdy. Nie wiem, czy jakikolwiek inny naród potrafiłby docenić to, gdzie przyszło mu żyć.
Inga Durew